czwartek, 26 września 2019

Dobro jest przereklamowane...

Hej!
Dzisiaj chciałabym przedstawić moim zdaniem najlepszych antagonistów zarówno z anime, jak i mang, książek, filmów czy seriali! Pomieszam ich, ponieważ nie mogłam się zdecydować, a złe postacie pojawiają się w praktycznie każdej produkcji. No to co, zaczynamy!
No to na absolutnym początku wrogowie z całego uniwersum "Naruto"! I tutaj po prostu podam całe Akatsuki, dodając Orochimaru i Kabuto. No to zacznijmy od naszych ukochanych płaszczyków. Moi ulubieńcy to na pewno Itachi (wiem, że on nie jest zły, cicho), Pain, Kisame, Deidara i Tobi. Kocham te osobistości już za sam wygląd, ale jeszcze ich umiejętności i techniki! Pain i Itachi to absolutni mistrzowie ninjutsu i genjutsu, a reszta urzekła mnie wyglądem lub po prostu zachowaniem. Orochimaru jest moją miłością od kiedy obejrzałam to anime jako dziecko, a Kabuto jest takim idealnym dodatkiem (chociaż skrycie chcę jego śmierci). Cały świat "Naruto" jest zapełniony jeszcze ogromną ilością wrogów, ale to takie podstawy i to idealnie wykreowane!
No teraz manga. Może niewiele osób kojarzy tą postać, a jest to Su-won ze świata wykreowanego przez Mizuho Kusanagi "Yona: W blasku świtu". Jest to uroczy, wysoki blondasek ze ślicznymi oczami, który zajął miejsce panującego króla zabijając monarchę. Jest to wybranek serca głównej bohaterki, która osobiście próbuje go potem zabić. Ogółem jego życiowym celem było przejęcie tronu, aby w ten sposób pomścić zabitego przez króla Ila swojego ojca, Yu-Honga. Lubię go za to, że jest bardzo charakterny, i kiedy przed wszystkimi poddanymi ukazuje się jako sympatyczny i niewinny królik, to tak naprawdę jest wojownikiem o czarnym sercu. Wszystkim polecam zapoznanie się z Su-Wonem, ponieważ jego historia jest jednak bardzo smutna nawet fakt, że jest mordercą nie może odstraszyć od niego fanek.
Na następny ogień leci książka, a wykorzystam Czerwone Jastrzębie oraz Błękitne Wróble z uniwersum trylogii "Raven" autorstwa J.L. Weil. Cała historia to mniej więcej walka o porzucone przed wieloma dziedzictwo władzy nad Kosiarzami Śmierci. Główna bohaterka wiele razy musiała stawać z nimi w szranki, a moja sympatia do tych dwóch rodów wywodzi się z faktu, że działali bardzo przemyślanie, a do samego końca nie wiadomo było, czy to na pewno wrogowie. No i cały klimat walki buduje na pewno próba połączenia skłóconych rodów poprzez małżeństwo.
A jeśli chodzi o film, to wykorzystam fakt, że byłam ostatnio na filmie "IT: Chapter Two" i opiszę postać Pennywise'a, czyli tańczącego klauna. Jest to zmiennokształtny demon, który pod postacią klauna co 27 lat nawiedza miasteczko Derry i karmi się strachem dzieci, które porywa. Jestem absolutną fanką twórczości Stephena Kinga, a książkę "To" przeczytałam ze trzy razy. Pennywise jest absolutnie przerażający w wykonaniu Billa Skarsgarda, a jego opis w książce jest wręcz idealny! Jest to na pewno jeden z moich ulubionych "potworów" w horrorach!
No to teraz ta obiecana niespodzianka! Oficjalnie zapowiadam, że podczas przerwy świątecznej zmienię częstotliwość postów i dodam jeden ekstra wpis dotyczący Bożego Narodzenia!

wtorek, 24 września 2019

Czy przysięgasz, że tamte słowa były prawdziwe?

Hej!
Dzisiaj chciałabym podzielić się z wami recenzją mangi "Pokój w kolorach szczęścia" autorstwa Hakuri. Wiem, że ta historia jeszcze nie jest zakończona i głupio cechować całą serię po przeczytaniu trzech części, ale jestem serio zauroczona fabułą i pojawiającymi się w zastraszającym tempie, ważnymi w przebiegu akcji postaciami. Ale może zacznę najpierw od zarysu fabuły!
Główna bohaterka to życiowa ofiara. Rodzice traktują ją jak zwierzę, nauczyciel to pedofil, a inni uczniowie po prostu się , niej śmieją. Pewnego dnia wracając ze szkoły spotyka na swojej drodze przystojnego chłopaka, który jest jej stalkerem! Postanawia porwać dziewczynę, a ta okazuje mu wdzięczność i z własnej woli mieszka z mężczyzną. Ich relacja, pomimo wielu kłamstw i niedociągnięć, cieszy Shiemi. Pozwala porywaczowi na wymyślenie dla siebie nowego imienia, ponieważ stare zbyt kojarzy jej się z rodzicami - chłopak wymyśla imię Shiemi, pisane ze znakiem na szczęście, ma być to dla niej swego rodzaju amulet. Policja oraz rodzice dziewczyny nadal jej szukają, a pewien zamaskowany internauta ogłasza się jej porywaczem. Jak na ten fakt zareaguje poszukiwana?
Opisałam tak mniej więcej dwie części, ale trzecia jest jak na razie moją ulubioną. Osobiście lubię motyw porwania, jak i prześladowania. Mangę odkryłam przypadkiem, a potem na kolonii przeczytałam ją po niemiecku (właścicielka mieszka w Niemczech, okej?). Niewiele wtedy zrozumiałam, ale potem postanowiłam ją kupić. I absolutnie zakochałam się w postaci porywacza. Jak widzicie, ani razu nie padło w opisie jego imię. Nigdy nie zostało przedstawione, może w następnych częściach to się zmieni.
Moja ogólna ocena to 9.5/10 (mam nadzieję, że wszystkie niejasności związane z naszym białowłosym przystojniakiem wkrótce się rozwieją)

czwartek, 19 września 2019

Dajmy szansę muzyce!

Hej!
Dzisiaj chciałabym przedstawić wam kilka moich ulubionych japońskich piosenek! Nie wszystkie są po japońsku, oraz większość to openingi do anime, ale są po prostu genialne!
  1.  In My World (Ao no Exorcist OP.2) - ROOKiEZ is PUNK'D, NateWantsToBattle - jak widzicie, zamieściłam dwóch wykonawców. ROOKiEZ wykonują oryginał, i to właśnie on pojawia się w anime. jest w połowie po japońsku, a w połowie po angielsku, natomiast Nate stworzył wersję całą po angielsku. Obie są świetne i jest to mój absolutny numer 1.
  2.  sirius (Kill la kill OP) - Eir Aoi - kocham tą piosenkę nad życie. Pokazał mi ją kolega z Bydgoszczy, który w samej Eir jest zakochany po uszy. Piosenka jest w całości po japońsku i ma genialny tekst, zapraszam na tłumaczenie. Do tego jest takim fajnym połączeniem rocka i popu, więc no, miejsce 2.
  3.  Go!!! (Naruto OP.4) - FLOW - KOCHAM ten zespół. Słucham ich od baaardzo dawna, chyba od urodzenia, a raczej od kiedy odkryłam Naruto. Jest to bardzo wesoła i skoczna piosenka, oraz jak każda tej grupy, japońsko-angielska. Śmieszny tekst, genialny wokal no i oczywiście skojarzenia z Sasuke, dlatego ostatnie miejsce podium.
  4.  Monochrome Kiss (Kuroshitsuji OP) - SID, AmaLee - znowu dwa wykonania. Sid odpowiada za japoński oryginał, ale angielska wersja AmyLee jest równie dobra. Mam wewnętrzną sympatię do tej piosenki, ponieważ spędziłam kiedyś cały dzień na uczeniu się jej na pamięć...
  5.  Crossing Field (Sword Art Online OP) - LiSA - tekst znam na pamięć, ponieważ jest to jedyny z niewielu openingów, których nigdy nie pomijam. Bardzo podoba mi się też polska wersja, którą znajdziecie na kanale NanoKarrin - zapraszam!
  6.  Colors (Code Geass OP.2) - FLOW - ponownie zespół FLOW, a jak już o nim to polecam równiez singiel Sign. Jako wielka fanka Leloucha musiałam to tu wstawić, no przepraszam.
  7.  Goya no Machiawase (Noragami OP) - Hello Sleepwalkers - moja przyjaciółka katuje tą piosenkę jako wielka fanka Yato, dlatego siłą rzeczy nauczyłam się jej na pamięć. Jest bardzo spoko, moge ją nawet podpiąć pod rocka.
  8.  Brave Shine (Fate/Stay Night OP) - Aimer - osobiście anime nie obejrzałam, a piosenkę znalazłam przypadkiem na Spotify. Ale jest bardzo spoko, więc muszę wam ją przedstawić. Z tego co wiem, Ama Lee zrobiła angielską wersję, więc możecie sobie sprawdzić.
  9.  A Cruel Angel's Thesis (Neon Genesis Evangelion OP) - Shiro Sagisu - absolutny klasyk wśród muzyki z anime, niemal jak "the WORLD" od Nightmare (swoją drogą, też polecam). Ale jest bardzo przyjemny i nawet go lubię.
  10.  My Soul, Your Beats! (Angel Beats! OP) - LiSA, AmaLee - znowu ona. Nie mam nic przeciwko jej wersjom, bo sa bardzo w porządku, ale troche tego dużo. Piosenka jest kozacka, kocham melodię graną na pianinie.

wtorek, 17 września 2019

Twoję imię to...

Hej!
Dzisiaj przygotowałam dla was pierwszą w moim życiu recenzję nie mangi, tylko light novel, oraz nie anime, tylko filmu animowanego. Mowa tutaj o produkcji genialnego twórcy, Makoto Shinkaia, która nosi tytuł "twoje imię.". Osobiście książkę znalazłam w jednym z mniejszych Empików w Gdyni, a o filmie dowiedziałam się od koleżanki z klasy (dzięki, Julka T^T).
Jest to historia opowiadana jednocześnie z perspektywy dwóch osób - mieszkającej w małej wiosce Mitsuhy oraz tokijskiego nastolatka Takiego. Oboje w pewnym momencie zaczynają miewać dziwne sny, w których zamieniają się ciałami! Dziewczyna zagubiona w blasku wielkiego miasta swoim urokiem zbliża się do wieloletniej miłości Tachibany, Okudery, a chłopak wykorzystuje atuty ciała kobiety, o co później Miyamizu go oskarża. Ciężko mi jest opowiadać tą fabułę, bo uważam, że po tą lekturę warto sięgnąć bez jakiejkolwiek wiedzy o tej twórczości, tak jak było w moim przypadku. Niczego nieświadoma sięgnęłam po jedną z największych prac Shinkaia i absolutnie się zakochałam. Postaram się jeszcze troche poopowiadać...
Taki postanawia odnaleźć przyjaciółkę, z którą zdążył zżyć się na przestrzeni czasu. Jednak zupełnie niespodziewanie ich zamiany ciał ustają, mimo tego chłopak, razem z Okuderą oraz kumplem Tsukasą, jedzie na odludniony górski teren, gdzie jedynymi wskazówkami, aby znaleźć miejsce zamieszkania dziewczyny, jest narysowany przez licealistę pejzaż krajobrazu. Wsparciem okazuje się małżeństwo prowadzące sklep z ramen, które na rysunku dostrzega zniszczone przez trzema laty małe miasteczko Itomori. Załamany chłopak dowiaduje się, że między nim a Mitsuhą jest trzyletnia przepaść, a dziewczyna już prawdopodobnie nie żyje. Właśnie wtedy dochodzi do ostatniej zamiany ciał, a na barkach dwójki licealistów osiada brzemię uratowania wszystkich mieszkańców górskiej osady.
Po prostu musicie to obejrzeć! Nawet jeśli nie oglądacie anime, nie czytacie mang, a kultura Japonii obchodzi was tak jak zeszłoroczny śnieg, potraktujcie to jak zwykły film animowany czy dobrą książkę. Na zakończenie zacytuję wypowiedź producenta filmu, Genkiego Kawamury:
"(…)Powieść "twoje imię." przedstawia właśnie to piękno starań dwójki zakochanych, ich walkę z okrutym światem."
Reszta jego komentarza, jak i posłowia samego Makoto znajdziecie na końcu książki.
Moja ocena, zarówno książki jak i filmu to 10/10. Nic dodać nic ująć, genialny projekt.

czwartek, 12 września 2019

Poskromić bestię!

Hej!
Dzisiaj znowu wrócę do recenzowania anime, tym razem padło na tytuł "Tonari no Kaibutsu-kun", w polskim tłumaczeniu "Bestia z ławki obok". Odkryłam je przypadkiem, będąc razem z koleżanką w Yattcie (bardzo polecam, sklep z mangami, figurkami, gadżetami i japońskimi przekąskami!) ukazała mi się na półce cała seria, a pan w obsłudze powiedział, że na jej podstawie jest również anime.
Jest to historia Mizutani Shizuku - nastoletniej uczennicy liceum, która całe swoje życie towarzyskie poświęca na rzecz nauki, po prostu chce być najlepsza. Pewnego dnia jedna z nauczycielek prosi ją o dostarczenie materiałów wiecznie nieobecnemu Haru Yoshidzie - buntownikowi odizolowanemu od społeczeństwa. Spotkanie tej dwórki rozpoczyna w życiu obojga zupełnie nowy rozdział, ponieważ Haru w końcu zauważony przez kogoś zakochuje się w Shizuku. Dziewczyna jednak zirytowana bezpośredniością chłopaka kilkukrotnie go odrzuca. Ten jednak jest tak zauroczony, że śledzi ją, nawet dla niej zaczął chodzić do szkoły! Po krótkim czasie okazuje się, że Yoshida jest geniuszem i przebija nawet samą Mizutani. Ta dziwna relacja na zawsze zmieni tą dwójkę...
Jestem po prostu zakochana! To anime jest takim świetnym odstresowywaczem, że po powrocie do domu oglądam ze dwa odcinki i siadam do lekcji. Kreska jest wspaniała, Haru jest po prostu uosobieniem piękna, a postacie poboczne nadają charakteru historii. Mimo, że główna bohaterka jest bardzo oziębła, a jej partner to mój najbardziej znienawidzony typ postaci. Nie pamiętam, czy kiedyś o tym wspominałam, ale nienawidzę jak ludzie w kabarecie, czy postacie w filmach lub serialach robią z siebie totalnych idiotów. Jest to dla mnie okropnie żenujące, dlatego faktem ratującym moją opinię o Yoshidzie jest to, że jest po prostu zabójczo przystojny i przeuroczy. Wam mogę to polecić jako dobrze wyważona komedia romantyczna, z genialnymi bohaterami pobocznymi, którzy poza faktem, że piszą własne historie, to jeszcze w ciekawy sposób wpływają na stosunki głównych bohaterów między sobą. Dajmy na to piekielne zazdrosnego Haru, który jest w stanie odpędzić od miłości swojego życia dosłownie każdego przedstawiciela płci męskiej.
Moja ocena końcowa to 9/10 (dyszki nie dam, bo nie jest to jakieś WOW, ale po prostu bardzo dobra produkcja godna polecenia. Obejrzcie z samej ciekawości, podejrzewam, że się wam spodoba!)

wtorek, 10 września 2019

Pół-żywy detektyw

Hej!
Dzisiaj przychodzę do was z recenzją serialu na Netflixie pod tytułem "iZombie". Chcę wrócić do regularnych postów na blogu, ale zaczyna się rok szkolny więc zwyczajnie nie będę miała aż tyle czasu. Proponuję, że od przyszłego tygodnia posty będą pojawiać się dwa razy w tygodniu. Dokładne dni podam wam już we wrześniu, ponieważ nie wiem, jak będzie wyglądał mój plan zajęć.
Ale wróćmy do głównego tematu. Serial opowiada o Olivii Moore, młodej lekarce z wielkimi ambicjami i tendencją do perfekcjonizmu. Pewnego wieczoru, namówiona przez swoją przyjaciółkę ze szpitala udaje się na imprezę, na której na skutek rozprowadzenia wśród uczestników skażonego wirusem narkotyku, pojawiają się zombie! Rozpętuje się istna rzeź, a każdy zadrapany lub ugryziony również przemienia się w trędowatego. Niewielu udaje się przeżyć, a sama Liv zostaje uznana za martwą. Budzi się rano, w żółtym worku na zwłoki. Ona również zmieniła się w zombie. Aby pozyskiwać skądś mózgi, potrzebne jej do normalnego funkcjonowania, zatrudnia się w kostnicy, gdzie poznaje Raviego, który już na wstępie odkrywa jej sekret. Przez przypadek również staje się pomocnikiem miejscowego policjanta, Clive'a, ponieważ po zjedzeniu mózgu jest w stanie mieć wizje z życia tej osoby, co jest pomocne w śledztwach.
Opis jest obszerny, ale to dlatego, że pomimo, iż jest to kryminał, dzieje się tam tyle ciekawych, śmiesznych i przerażających rzeczy, że oderwanie się od niego jest niemal niemożliwe! Cztery sezony łyknęłam niemal na raz, z piątym mam lekkie problemy. Kocham ten serial przede wszystkim za postacie, a moim absolutnym ulubieńcem jest Ravi. No błagam! To taki najmądrzejszy w zespole, który jednocześnie jest trochę ciapowaty i nieudolny w sprawach romansów. Do tego jest geekiem i absolutnie przeuroczym śmieszkiem. Do tego w każdej rozwiązywanej zagadce jest nawiązanie do głównego wątku, a w międzyczasie przewija się również motyw miłosny!
Moja ocenka to 9,5/10 (jest to jedyny kryminalny serial, który tak na serio mi się spodobał, a do tego ma takie nieszablonowe i oryginalne podejście do tematu zombie!)

Uwaga, update! Pisałam ten post jeszcze w sierpniu, ale wstawiam go dzisiaj. Posty będą się pojawiać dwa razy w tygodniu, we wtorki i w czwartki o godzinie 18:00! Wyczekujcie i na moim Instagramie podrzucajcie mi pomysły na posty!
IG: avesophie_06