Hej!
Dzisiaj praktykujemy zasadę "do trzech razy sztuka", a więc już trzeci raz w tym miesiącu zrecenzuję dla was jedną serię anime, którą ostatnio obejrzałam. Lecę jak burza, praktycznie codziennie coś oglądam, zatem czemu nie wykorzystać okazji?
Tym razem, namówiona przez znajomych, którzy są fanami shoujo (a bynajmniej większymi ode mnie), obejrzałam komedię romantyczną "Kaguya-sama: Love is War". Przyznam wam, że największą chrapkę na ten tytuł miałam po ogłoszeniu polskiego wydania mangi, ale finalnie odpuściłam i jej nie kupiłam. Jednak kilka dni temu uległam po usłyszeniu soundtracka do anime, który po prostu pokochałam, i tak oto jestem teraz po pełnym seansie.
Miyuki Shirogane i Kaguya Shinomiya to członkowie samorządu uczniowskiego w Akademii Shuchiin, jednej z najbardziej prestiżowych szkół ponadpodstawowych w Japonii. Przewodniczący i wiceprzewodnicząca to dwa przeciwieństwa - on podchodzi z uboższej rodziny, a w szkole znalazł się dzięki swojemu nieprzeciętnemu umysłowi; ona natomiast jest członkinią rodziny Shinomiya, najlepiej prosperującej spółki na rynku wschodnim, której przychód roczny wynosi 300 trylionów jenów. Oboje kryją jednak pewien sekret - są w sobie na zabój zakochani! Jednak żadne nie chce przyznać się do swoich uczuć, ponieważ byłoby to okazanie słabości i uległości, a na to nie mogą sobie pozwolić. Rozpoczynają więc prawdziwą bitwę umysłów, w której przewidywanie ruchów przeciwnika i ostrożne stawianie kolejnych kroków wiedzie prym.
Jeśli jesteście ze mną od początku to pewnie znacie już moje podejście do komedii oraz romansu. Im więcej serii oglądam, tym dalej te dwa gatunki zostają w tyle. Tym razem, tak jak pisałam wcześniej, moją kartą przetargową była oprawa muzyczna. Tutaj zarówno openingi do obu sezonów, jak i bezbłędne endingi (np. "Chika song" wyróżniony nagrodą Crunchyroll Anime Awards 2019 w kategorii "Best Ending") i sam OST skradły mi serce - rzadko kiedy którykolwiek z nich pomijałam. Kreska też jest śliczna. Schludna, dopracowana, może mało oryginalna, ale zdecydowanie przyjemna i po prostu ładna. Postacie też moją być plusem, jednak u mnie są idealnie wyważone. Jest kilka, których nie lubiłam, ale za to jest też sporo genialnych i świetnie przedstawionych, więc nie mogę tutaj narzekać.
Ogółem seria jest świetna. Lekka, dosyć krótka (24 odcinki) i zaskakująca. Na zakończenie dodam, że dla spóźnialskich mam parę dobrych informacji! Już jakiś czas temu wystartowało sporo kontynuacji, takich jak:
- "The Promised Neverland" sezon 3
- "Dr. Stone" sezon 2
- kontunuacja serii "Jujutsu Kaisen"