czwartek, 30 grudnia 2021

To ja, nowa ja

 Hej!

Dzisiaj trochę na szybko, bo oto mamy sylwestra i to już jutro! Szczerze nie myślałam za dużo o tym, co mogę pisać w ten odświeżonej wersji bloga, a teraz nie mam nawet dostępu do laptopa. Pomyślałam więc, że opowiem po prostu czym ostatnio się zainteresowałam, bo sporo rzeczy się pozmieniało.

Po pierwsze, wróciłam do czytania książek. Ale też nie takich zwyczajnych, bo zaintrygowały mnie szczególnie te o tematyce LGBT. Jest to dla mnie zupełnie nowe środowisko i odkrywanie ludzi w ten a nie inny sposób jest naprawdę przyjemne.

Następnie, co dla niektórych pewnie nie będzie dużym zaskoczeniem, wróciłam do Twitcha. Ogółem do oglądania streamów, oczywiście zagranicznych, ale też do grupy twórców tworzących Dream SMP. Wiem, wiem, temat trochę przestarzały, ale kurcze, towarzystwo nigdy nie zawodzi, a taki brytyjsko-amerykański humor pasuje mi nawet bardziej niż nasz polski.

Dalej, co będzie brzmiało dziwnie, zaczęłam dbać o siebie. Kiedyś kupowałam najtańsze szampony i żele pod prysznic, myłam się jak musiałam i ubierałam się tak, żeby cokolwiek na sobie mieć. Teraz bardziej skupiam się na swoich włosach, kupuję kosmetyki przystosowane do siebie i trochę bardziej dbam o to, jak wyglądam i jak czuję się w swoich własnych ubraniach. To chyba całkiem niezły progres.

No i chyba już ostatnia rzecz, to historia. W sumie jest to ściśle związane w moim kierunkiem w szkole średniej, ale wyszukiwanie i odkrywanie pewnych ciekawostek historycznych stało się właśnie moim hobby "po godzinach". Wieczorami, a czasami nawet nocami, potrafię siedzieć na grupkach na Facebooku bądź na różnych stronach internetowych i czytać o władcach czy tajnikach powstawania państw. Jedyna historia, którą omijam szerokim łukiem, to Polska ogółem poza średniowieczem bądź historia świata po XVIII wieku. Nie jarają mnie wojny, za dużo tego pchają w telewizji.

Wiem, ten post wygląda strasznie na odwal. I trochę jest tak pisany, bo nie lubię pisać na telefonie i starałam się zrobić to jak najszybciej. Na koniec jeszcze tylko chciałam życzyć wam szczęśliwego nowego roku i udanego sylwestra, żebyście spędzili go w najlepszym możliwym gronie i żeby to była niezapomniana noc. Do następnego!

środa, 22 grudnia 2021

Emm... Cześć?

 Hej.

Nie wierzę, że znowu tu jestem. Nie wierzę, że znowu piszę te słowa, ale... Dzisiaj jest dzień, w którym wracam. I teraz już naprawdę, wracam na tego bloga. Zostawiłam was tutaj na bardzo długo, praktycznie na niemal pół roku. Ale teraz nadszedł czas, gdzie pora włączyć komputer, otworzyć kartę w przeglądarce i zacząć pisać.

Czas chyba zacząć od tego, czego tak nie lubicie. Od przeprosin. Naprawdę ogromnie przepraszam, zwłaszcza za nadzieję, którą dawałam. Że wracam, że wrócę wtedy i wtedy. Ale tak się nie stało, jestem tu 4 miesiące później niż planowałam. Ale hej, wróciłam! To się chyba liczy.

A w sumie co mnie skłoniło do powrotu? O dziwo, szkoła. Jak pewnie już większość z was wie, jestem w szkole średniej - wsiadłam na rollercoaster nieprzespanych nocy, stresujących dni i popołudni zawalonych pracami domowymi. Ale w tym całym szaleństwie miałam jedno miejsce, które utrzymywało we mnie myśl, że liceum to najlepsze co przytrafiło mi się w życiu, a była to gazetka szkolna.

Stworzyliśmy ją praktycznie od zera, mała grupa humanistów z pasją do pisania i tworzenia. Działaliśmy całkowicie niezależnie, nikt nie narzucał nam tematów, a nasze wypociny publikowaliśmy na prowadzonym przez nas Instagramie. Cóż, tak było, aż do tego roku. Opiekun gazetki, nasza nauczycielka, została zwolniona i trafiliśmy pod skrzydła zupełnie innego pedagoga, z zupełnie innym nastawieniem. To niestety przelało czarę goryczy i wszyscy, grupowo, zrezygnowaliśmy. Nie byliśmy się w stanie dogadać w żaden sposób z nowym opiekunem, więc po prostu odpuściliśmy. Gazetka przestała istnieć, a ja trafiłam na krzesełko u przemiłej pani psycholog. Tak, przeżyłam to tak bardzo. Ale już się pozbierałam, żyje mi się dobrze, nawet bez gazetki.

I tak w skrócie, dlatego wracam! Straciłam tak naprawdę jedyne miejsce, które pozwoliło mi na to spontaniczne i pracochłonne wyrażanie siebie. Wtedy dopiero zaczęłam zauważać alarm, który mam w telefonie i który krzyczał na mnie w każdy czwartek "WPIS NA BLOGU". No cóż, jak widać miał on na mnie wystarczający wpływ, aby wrócić. Dzięki Bogu, że nie usunęłam go przy zmianie komórki!

To chyba tyle na dzisiaj? Nie zamierzam zaczynać tutaj zupełnie nowego tematu, a w sumie to planowałam tylko zaanonsować swoje przybycie. Chyba poszło mi całkiem nieźle, co? Więc, aż nie wierzę, że to mówię, ale... do zobaczenia w następny czwartek!