czwartek, 11 marca 2021

"Jeszcze nieznany lecz pokażę wam, za jakiś czas..."

 Hej!

Dzisiaj zabieram was do zupełnie innego świata niż zazwyczaj, ponieważ ostatnio dosyć mocno wkręciłam się w sceniczne musicale. Jak wiecie, tą formę sztuki jako gatunek filmowy zawsze lubiłam, lecz w ostatnim czasie moją uwagę przykuły szczególnie te występy, które odgrywane są przez stałą obsadę na wielkiej, teatralnej scenie w towarzystwie orkiestry. Z omawiania sztuk planuję zrobić krótką serię, która pojawiać się będzie co jakiś czas, ponieważ od czasu do czasu właśnie oglądam jakąś sztukę.

Dzisiaj zapoznam was jednak z jednym z moich ulubionych (o ile nie ulubionym) musicali jakie kiedykolwiek obejrzałam, a mowa tutaj o fenomenalnym spektaklu zatytułowanym "Hamilton: The Musical". Za muzykę oraz całokształt projektu odpowiada Lin-Manuel Miranda, osobom bardziej zaznajomionym z muzyką teatralną nie muszę go przedstawiać. Poza faktem stania za całym musicalem, Lin-Manuel gra również główną rolę, czyli postać jednego z ojców-założyceli Stanów Zjednoczonych Ameryki, tytułowego Alexandra Hamiltona.

Sztuka jest oparta na biografii Hamiltona i opowiada historię całego jego życia - od przypłynięcia do Nowego Jorku w 1776r. aż do śmierci podczas pojedynku w roku 1804. Pierwszy akt rozpoczyna się poznaniem przez głównego bohatera antagonisty historii - późniejszego wiceprezydenta USA, Aarona Burra oraz jego późniejszych przyjaciół: Johna Laurensa, Herculesa Mulligana oraz Marie Joseph de La Fayette'a. Alexander dosyć jawnie wykazuje sprzeciw co do władzy króla Jerzego III oraz bycia pod jego panowaniem. Później otrzymujemy ciąg wydarzeń z wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, gdzie poznajemy m. in. generała Jerzego Waszyngtona dowodzącego armią amerykańską. W tym czasie Hamilton bierze ślub z piękną Elizabeth Schuyler, która rodzi mu syna Philipa. 

Może nie powinnam zdradzać więcej szczegółów, co? Drugi akt jest o wiele bardziej skupiony na polityce ze względu na fakt, iż jest to moment kształtowania się państwa po uzyskaniu niepodległości. Sztuka trwa 2 godziny i 30 minut, z czego 142 minuty to muzyka. Tak, w całym musicalu jest jedynie 8 minut soundtracku. Jest to dla mnie niesamowicie szokujące - jakim cudem aktorzy są w stanie przez bite dwie godziny odgrywać swoje role, śpiewać i jeszcze wykonywać całą tą choreografię?! Sztuka robi piorunujące wrażenie, ilekroć tylko postanawiam ją obejrzeć. Świetnie dobrani aktorzy, cudowna ścieżka dźwiękowa (jak przystało na musical odgrywany na Broadway'u) oraz bezbłędna i do perfekcji opanowana choreografia. Wszystko jest na swoim miejscu, nie ma tam ani jednego niedociągnięcia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz