niedziela, 14 lipca 2019

Koncertowe życie!

Hej!
W dzisiejszym wpisie podzielę się z wami relacją z wczorajszego koncertu Smolastego!
Całe wydarzenie odbywało się w Gdańsku, w galerii Metropolia na tzw. "strefie gastro". Już godzinę przed planowanym startem koncertu przy stolikach siedziało sporo ludzi, słuchając suportu, którym był miejscowy zespół jazzowy. Kilka minut przed startem wydarzenia, około 19:50 ludzie zaczęli podchodzić pod scenę, więc ochrona musiała interweniować i z pobliskiej knajpki zaprali kilka stołów, którymi oddzielili publikę od granicy podestu. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekali na wejście głównego artysty. Czekaliśmy, czekaliśmy, i czekaliśmy, ale cały czas z głośników wydobywały się jedynie znane hity, do których ludzie zwyczajnie zaczęli się bawić, żeby zabić czas. Około godziny 20:40 DJ i hypeman Smoły puścili trzy piosenki innych polskich raperów, i o godzinie 20:46 na scenę wbiegł wywołany przez publiczność Smolasty. Spóźnienie tłumaczył tym, że powiedziano mu, że występuje o godzinie 21:00, lecz kilka godzin wcześniej sam na swoim Insta story informował o koncercie o godzinie 20:00.
Fani jednak szybko wybaczyli artyście spóźnienie i śpiewali z nim wszystkie piosenki. Sama straciłam wczoraj głos! Mogliśmy usłyszeć na żywo takie hity jak "Antidotum", "Uzależniony", "Fake Love" (na bis również wersję akustyczną!), "Do końca" czy "Tusz". Tłum dosłownie zatracił się w występującym muzyku i mam nadzieję, że dzięki temu wróci szybko z powrotem do Trójmiasta!
Ale i tak najbardziej poruszyło mnie to, co wydarzyło się po zakończeniu koncertu około godziny 21:45. Wytoczyłam się w końcu ze strefy gastro razem ze znajomymi i naszym oczom ukazał się dosłownie tłum ludzi, którzy napierali na bramki, a z nimi siłowali się ochroniarze. Zaciekawione poszłyśmy w tamtym kierunku i z rozmów ludzi wywnioskowałyśmy, że Smoła siedzi tam za ścianą i pozwala na robienie zdjęć i dawanie autografów. Przerażona kolejką obudziłam w sobie chyba najbardziej sukowatą stronę samej siebie i wepchnęłam się od boku, pociągając za sobą przyjaciółki. Na nasze szczęście, ludzie tak zlali się w jedno, że nikt nawet tego nie zauważył. Ochroniarze wpuszczali na backstage dziesięcioosobowe grupki, więc chcąc wejść jak najszybciej całą ekipą, z którą byłam na koncercie, zaczęliśmy napierać do przodu, kiedy tylko zaprosili kolejne 10 osób. Marysia i Wika szły przede mną, i kiedy ja też miałam za nimi wejść ochroniarz powiedział "dziesięć" i tak utknęłam na bramkach. Jednak osoba z ekipy Smoły (chyba DJ) krzyknął "jeszcze jedna osoba!" więc wyrwałam jak dzika i znalazłam się w środku. Stanęłyśmy w malutkiej kolejeczce i jak zwykle, nie byłam przygotowana na spotkanie i nie miałam żadnej kartki na autograf! Więc otworzyłam moje etui od telefonu i cudem, znalazłam tam starą listę zakupów! I nie uwierzycie, Norbert uśmiechnął się i powiedział "teraz to będzie najcenniejsza lista zakupów jaką kiedykolwiek miałaś!" i na luzie się podpisał. Zrobiłam sobie z nim zdjęcie, przytuliłam (ale on ładnie pachnie!) i pogratulowałam super koncertu. Roztrzęsiona wyszłam z backstage'u i podeszłam do rodziców, którzy byli w międzyczasie na zakupach. Sekundę po tym, jak pokazałam im fotkę i autograf, ochroniarz powiedział "okej, 22! Zamykają centrum, rozejść się!". Nigdy nie spadł mi z serca tak wielki głaz!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz