środa, 22 grudnia 2021

Emm... Cześć?

 Hej.

Nie wierzę, że znowu tu jestem. Nie wierzę, że znowu piszę te słowa, ale... Dzisiaj jest dzień, w którym wracam. I teraz już naprawdę, wracam na tego bloga. Zostawiłam was tutaj na bardzo długo, praktycznie na niemal pół roku. Ale teraz nadszedł czas, gdzie pora włączyć komputer, otworzyć kartę w przeglądarce i zacząć pisać.

Czas chyba zacząć od tego, czego tak nie lubicie. Od przeprosin. Naprawdę ogromnie przepraszam, zwłaszcza za nadzieję, którą dawałam. Że wracam, że wrócę wtedy i wtedy. Ale tak się nie stało, jestem tu 4 miesiące później niż planowałam. Ale hej, wróciłam! To się chyba liczy.

A w sumie co mnie skłoniło do powrotu? O dziwo, szkoła. Jak pewnie już większość z was wie, jestem w szkole średniej - wsiadłam na rollercoaster nieprzespanych nocy, stresujących dni i popołudni zawalonych pracami domowymi. Ale w tym całym szaleństwie miałam jedno miejsce, które utrzymywało we mnie myśl, że liceum to najlepsze co przytrafiło mi się w życiu, a była to gazetka szkolna.

Stworzyliśmy ją praktycznie od zera, mała grupa humanistów z pasją do pisania i tworzenia. Działaliśmy całkowicie niezależnie, nikt nie narzucał nam tematów, a nasze wypociny publikowaliśmy na prowadzonym przez nas Instagramie. Cóż, tak było, aż do tego roku. Opiekun gazetki, nasza nauczycielka, została zwolniona i trafiliśmy pod skrzydła zupełnie innego pedagoga, z zupełnie innym nastawieniem. To niestety przelało czarę goryczy i wszyscy, grupowo, zrezygnowaliśmy. Nie byliśmy się w stanie dogadać w żaden sposób z nowym opiekunem, więc po prostu odpuściliśmy. Gazetka przestała istnieć, a ja trafiłam na krzesełko u przemiłej pani psycholog. Tak, przeżyłam to tak bardzo. Ale już się pozbierałam, żyje mi się dobrze, nawet bez gazetki.

I tak w skrócie, dlatego wracam! Straciłam tak naprawdę jedyne miejsce, które pozwoliło mi na to spontaniczne i pracochłonne wyrażanie siebie. Wtedy dopiero zaczęłam zauważać alarm, który mam w telefonie i który krzyczał na mnie w każdy czwartek "WPIS NA BLOGU". No cóż, jak widać miał on na mnie wystarczający wpływ, aby wrócić. Dzięki Bogu, że nie usunęłam go przy zmianie komórki!

To chyba tyle na dzisiaj? Nie zamierzam zaczynać tutaj zupełnie nowego tematu, a w sumie to planowałam tylko zaanonsować swoje przybycie. Chyba poszło mi całkiem nieźle, co? Więc, aż nie wierzę, że to mówię, ale... do zobaczenia w następny czwartek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz